Francja Metz 2016

Relacja 1

Image

Atmosfera radości, udzielająca się uczestnikom Światowych Dni Młodzieży, była okazją do rozmów z tymi młodymi, którzy tak jak my, wierzą w Boga, są członkami Kościoła, lecz pochodzą z rozmaitych państw. Spojrzenie na to wydarzenie oczyma wiary sprawiało, że jedyną barierą we wzajemnej wymianie poglądów, w dzieleniu się świadectwem doświadczenia Boga w swym życiu, mogła być nieznajomość języków obcych. Światowe Dni Młodzieży w Krakowie zakończyły się 31.07, co zapowiadało zarówno odświeżenie wiary u młodzieży oraz tych, którzy czują się młodymi duchem, jak i zwiastowało intensywny ruch komunikacyjny samochodów na terenie Polski i krajów ościennych.

Niemniej, radość wiary nie została przyćmiona przez żmudne oczekiwanie w korkach na trasie A4 trójki kolegów, zmierzających do Francji. Za zgodą ks. bpa Andrzeja Jeża oraz ks. Rektora Andrzeja Michalika dwóch kleryków: Piotr Ryndak (alumn po I roku) oraz Piotr Turek (alumn po III roku) mogli z ramienia Ogniska Misyjnego WSD w Tarnowie wraz z ks. Pawłem Dąbrową udać się na staż językowy do Metzu, do parafii Sainte – Ségolène, której proboszczem jest ksiądz z naszej diecezji tarnowskiej – ks. Wiesław Tomkiewicz. Wspomniani klerycy i ksiądz mają wewnętrzne pragnienie, by nie istniała bariera językowa w rozmowach o sprawach ważnych, o Prawdzie, z tymi, którzy o nią pytają. Toteż, ucząc się języka francuskiego na wyżej nadmienionym stażu językowym realizują swoje pragnienia, a atmosfera tutaj panująca doskonale temu służy.

Celem naszego wyjazdu jest pogłębienie znajomości języka francuskiego, zapoznanie się ze stanem Kościoła we Francji m.in. poprzez rozmowy i spotkania z tutejszymi wiernymi. Wśród nich są zarówno rodowici Francuzi, Polacy, jak i Francuzi pochodzenia Polskiego, co pozwala nam nie tylko na możliwość rozmawiania w języku francuskim, lecz także dostrzec zaangażowanie tych ludzi w pielęgnowanie polskości w swoich rodzinach, w parafii, w przestrzeni życia publicznego. To imponujące szczególnie wówczas, gdy przykładowy Francuz miał babcię, a nawet prababcię Polkę, a mimo to poczuwa się do bycia Polakiem, chce mówić po polsku, poznawać naszą tradycję, elementy związane z dziedzictwem narodowym Polski, szczegółowe relacje historyczne. Trudna sytuacja we Francji znaczona ostatnio tragicznymi zdarzeniami z Normandii, czy Nicei, dość mocno odbija się na świadomości religijnej obywateli. Tutejszy Kościół, choć przeżywający kryzys wyrażony w małej liczbie wiernych, tętni życiem w niewielkich wspólnotach, w których celebrowane są Msze Święte, prowadzone medytacje nad Słowem Bożym, adoracje Najświętszego Sakramentu, modlitwa różańcowa. To wszystko jest przeżywane przez tych ludzi w sposób autentyczny. Cieszy fakt, że ten Kościół zdaje się odżywać, na co mogłaby wskazywać duża liczba młodych obecnych na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie – to oni, przechadzając się często ulicami dawnej polskiej stolicy śpiewali donośnie „Marsyliankę” – hymn Francji i inne piosenki, czy pieśni obecne w ich lokalnych środowiskach.

Rytm dnia, w sposób szczególny, wyznaczały pracowite godziny nauki języka francuskiego z panem Karolem Kamińskim – Francuzem, którego rodzice byli Polakami – łączący w sobie zamiłowanie do lingwistyki, z dobrą znajomością języka polskiego, pasją profesjonalnego fotografowania i błyskotliwym poczuciem humoru. To właśnie z nim mogliśmy poznawać nie tylko język francuski, lecz kulturę i historię Francji. Wówczas, gdy każdy z nas pojedynczo miał zajęcia z panem Karolem od 2 – 3 godzin (postanowiliśmy uczyć się osobno, aby nauka języka była dostosowana do aktualnego poziomu wiedzy), on nieprzerwanie uczył nas, cierpliwie tłumaczył, wytrwale poprawiał nasze błędy w wymowie. Rzadko spotyka się równie pracowitych ludzi, całkowicie gratisowo służących swoją wiedzą i doświadczeniem, jak pan Karol. Niewątpliwie, te spotkania długo będą towarzyszyły naszym myślom, które zamieniane na modlitwę, będą płynąć w nurcie wdzięczności.

Kolejną osobą, która na dobre wpisała się w atmosferę naszego stażu jest pani Bożenna (to nie błąd w pisowni) Pietrasiak, pochodząca z terenów Łodzi. Towarzyszyła nam wraz ze swoim krewnym – Mikołajem Kacprem. Pomagała nam zarówno w zakupach (by nie zgubić się wśród zaułków Metzowskiego jarmarku), z których robiliśmy obiad, jak i w oprowadzaniu po katedrze w Metzu i innych zakątkach Francji. Wśród nich, na uwagę zasługuje wyjazd do Nancy, gdzie przebywał na wygnaniu dwukrotny (wskutek wolnej elekcji) i najdłużej żyjący król Polski (żył 88 lat i 4 miesiące) – Stanisław Leszczyński (1677-1766). Podobnie, jak pan Karol, pani Bożenna dała się poznać, jako oddana drugiemu człowiekowi i Kościołowi osoba, sprawiając, że mogliśmy się czuć na terenach Córy Kościoła, jak w polskim środowisku.

Do jednej z poważnych eskapad wśród francuskich pejzaży należy zaliczyć tę związaną z ogromną bitwą (trwała prawie 10 miesięcy) I – wszej wojny światowej. Ok. 686 tyś. Smiertelnych ofiar wśród żołnierzy (Francja straciła 348 tyś. obrońców, zaś strona niemiecka straciła w tej krwawej ofensywie niewiele mniej, bo aż 338 tyś.), nie licząc osób cywilnych. 

Image

Ostrzeżeniem przed odczłowieczonymi tęsknotami za gorzkim smakiem wojny są tysiące wystających, az krótko przystrzyżonego trawnika, krzyży – ten tyle wymowny, co proroczy pejzaż z białymi krzyżami rozciąga się na powierzchni kilku hekatrów. Ten okrutny widok i uczucie niechęci do skutków tej bitwy potęguje świadomość, że postawione krzyże wyznaczają groby tych żołnierzy, których tożsamość była zdolna do zweryfikowania. Cała tragiczna reszta spoczywa w ogromnym gmachu – ossuarium, z którego okienek da się dostrzec ostrzegającą przed bezsensem wojny biel ludzkich kości. Nie dziwi zatem fakt, że tę bitwę opatrzono mianem „piekła Verdun” lub „młyna verdeńskiego”, wyrażając krwawe żniwo „wojen pozycyjnych” (dwie, stojące naprzeciw siebie armie mają silnie umocnione pozycje).

Wśród osób, które wycisnęły duży wpływ na naszym postrzeganiu roli osób świeckich w Kościele francuskim, nie można pominąć madame Cecile Fayard - Śmiarowską. Jej rodzice również pochodzili z Polski, stąd też przez nich została nauczona biegle posługiwać się językiem polskim. Sama mówi o sobie, że bardziej czuje się Polką niż Francuzką, co stanowi dla nas piękny wyraz przywiązana do polskości tych osób, które choć nie urodziły się w Polsce – traktują ją jak swoją najbliższą sercu ojczyznę. Madame Cecile jest zakrystianką parafii Sainte – Ségolène, która towarzyszyła nam w trakcie naszych posiłków, służąc pomocą i swoim pogodnym usposobieniem. Wraz z panią Bożenną tworzą doborowe towarzystwo, opatrzone serią przygód i połączone wzajemną nicią przyjaźni. To właśnie wraz z madame Cecile byliśmy na terenie „piekła Verdun”, na którym poruszała się z niebywałym dynamizmem, co widocznie koresponduje z młodością ducha. Obok madame Cecile, madame Annie pomaga przy dbaniu o relikwie św. s. Faustyny i św. Jana Pawła II, którym oddają cześć i wypraszają Bożą łaskę wierni przychodzący do tej francuskiej parafii, która jest oazą polskości. Niewątpliwie, to zasługa współpracy z łaską Bożą wielu wiernych tej parafii, którzy m.in. z bezinteresowną gościnnością i otwartością codziennie zapraszali nas z wizytą. Niemniej jednak, należy docenić przede wszystkim ks. Wiesława Tomkiewicza, ponieważ parafianie zapytani przez nas o przyczynę takiej zdrowej atmosfery ducha, nie wahają się wskazać na jego oddaną pracę.

Relacja 2

Image

Każdej niedzieli, w tutejszej parafii odprawiana jest Msza Święta w języku polskim. Ponieważ przy parafii istnieje Polska Misja Katolicka, toteż można spotkać tutaj całkiem sporo naszych rodaków. Jest to widoczne zwłaszcza podczas Eucharystii w Dzień Pański. A i dla osób nie znających naszego języka też coś się znajdzie: jedno czytanie i skrót kazania jest w języku francuskim. Ubogacona śpiewem parafialnego chóru, składającego się z trzech starszych pań, liturgia przypomina nasze sumy parafialne.

W przeżywaniu tegoż dnia przez polskich mieszkańców Metz (i okolic), zauważyliśmy w dużym stopniu charakter wspólnotowy niedzieli. 

Świętowanie nie kończy się Eucharystią, lecz przedłużone jest wspólną „kawą” w Domu Polskim – jest to pomieszczenie, gdzie spotyka się francuska Polonia. Dostrzega się u nich silną chęć bycia razem – każdy przyniesie coś „na ząb”, dobry humor… i można siedzieć do wieczora. Miejscowi Polacy są patriotami, a dowodem na to jest świętowanie Uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryji Panny – dzień 15 sierpnia – bardzo ważne święto dla Francuzów, którzy modlą się wtedy za swój kraj. Maryja jest tu czczona jako Obrończyni miasta Metz. Ale co z tym dowodem? Oto i on: ludowe stroje krakowskie na procesji po Nieszporach w Katedrze.

Jesteśmy zbudowani gościnnością tutejszych ludzi, którzy zapraszali nas na posiłki do swoich domów. Te francuskie kolacje są o wiele większe od polskich obiadów, składają się z kilku dań, a obowiązkowym jest aperitif, czyli przystawka, oraz pyszny deser, na który Pani Czesia – nasza zakrystianka – zawsze znajdzie miejsce. Oj, dobrze, że nasz pobyt we Francji nie trwał dłużej, bo byłoby to ryzykowne dla naszych żołądków. Ciało posilone, to teraz można karmić umysł…

Działając zgodnie z zasadą, że języka najlepiej uczyć się przez rozmowę, część naszego stażu przeżyliśmy pod hasłem: „Francuski w praktyce”. Doskonałym doświadczeniem były odwiedziny rodzin, które mówiły tylko po francusku. Poznając tych ludzi, uczyliśmy się ich kultury, sposobu zachowania, tradycji … kulinarnych – tak, znowu jedzenie, bez tego się nie da. To wszystko dawało nam możliwość mówienia w języku francuskim podczas zwykłych codziennych sytuacji. Szczególnie zapadła nam w pamięci wizyta u Pani Chantal, i jej dwóch synów: Eduardo i Thomas. Mama pięknie realizuje polecenie Jezusa: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie” (Mk 10, 14). Uczy dzieci modlitwy, przyprowadza na Mszę Świętą, a oni pięknie służą podczas liturgii. Rozwijają się nie tylko duchowo, ale również naukowo i artystycznie. Było to dla nas świadectwo wiary i przeżywania jej w sposób żywy i prawdziwy.

Innym ciekawym spotkaniem była wizyta u pani, która parska… Nie, nie ma nic wspólnego z końmi. Jej rodzice byli Polakami, ona urodziła się już we Francji, ale doskonale mówi w naszym języku. Ulubowała sobie jednak jedno słowo francuskie: „parce que”, co oznacza „ponieważ”, a wymawia się mniej więcej [parske]. Używa go nawet wówczas, gdy całą resztę mówi po polsku. Uważa, że niektóre słowa w języku polskim są trudne… czyżby „ponieważ” było jednym z nich? na to wygląda.

Ciąg dalszy praktyki, a przy okazji coś dla ducha – to wizyta w domu sługi Bożego Roberta Schumana, jednego z założycieli Unii Europejskiej. Pani przewodnik mówi po francusku, ludzie z grupy również, jest jeden praktykant, który umie polski po roku studiowania w Krakowie – zdolniacha, zazdrościmy mu, ale pracujemy dalej. Nie zabrakło oczywiście modlitwy przy szczątkach, jak wierzymy już niedługo, błogosławionego.

A teraz trochę inny rodzaj praktyki, czyli spojrzenie na francuskie miasto – praktycznie każda jego sfera jest wypełniona sacrum, niestety w większości, w sensie historycznym. Większość ulic czy sklepów nosi imiona świętych. Prostym przykładem jest centrum handlowe Saint Jacques, w którym zaopatrywaliśmy naszą lodówkę, aby nie umrzeć z głodu. Nasza parafia mieści się przy Rue des Capucines, czyli Ulica Kapucynów, a więc kolejny element potwierdzający historyczne określenie Francji, jako Córy Kościoła. Mieszkańcy Metzu opowiadali nam, że jeszcze około pół wieku temu, kościół, w którym posługiwaliśmy, był wypełniony po brzegi na kilku niedzielnych Mszach. Dzisiaj, natomiast, jest odprawiana jedna Eucharystia, w której uczestniczą głównie Polacy. Inna informacja, którą zaobserwowaliśmy to ogromna ilość budynków kościołów – na każdym kroku, gdzie nas nogi zaprowadziły (w szeroko rozumianym centrum miasta), dostrzegaliśmy zewnętrze katolickiego kościoła. Przykro nam było, jak się dowiadywaliśmy o tym, że jest on obecnie zamknięty, alby widywaliśmy napis „musée” lub zapracowanych kelnerów restauracji. Kościoły przekształcane są na budynki użyteczności świeckiej, a serce krwawi tym mocniej, iż mamy świadomość, że nie potrzeba tyle kościołów, bo brakuje wiernych. Potrzeba pokornej modlitwy w intencji Francji i odnowy wiary jej mieszkańców. Robimy to i będziemy tak czynili po powrocie do Polski.

W dobrym towarzystwie czas szybko płynie. To powiedzenie sprawdziło się i tym razem. Nie wiemy kiedy minęły te dwa tygodnie wspólnego wysiłku w nauce języka, poznawania kultury Francji i charakteru jej Kościoła. Nadszedł ostatni dzień naszego stażu. Ludzie by nam nie wybaczyli gdybyśmy „uciekli” bez słowa pożegnania. A więc, chcąc nie chcąc, zorganizowaliśmy kolację dla tych, którzy nam pomagali przez cały czas pobytu tutaj. Ostatni wspólny posiłek nie mógł odbyć się bez, choćby cząstki, elementu językowego – pojawił się problem homonimów, czyli słów o tym samym brzemieniu, lecz innym znaczeniu. Okazuje się, że nie tylko polski „zamek” jest wspomnianym środkiem językowym, ale język francuski również ma wiele takich słów.

Image

Ostatnie rozmowy połączone były z wymianą kontaktów do siebie nawzajem, aby można było napisać na święta… z obdarowywaniem się prezentami, aby została jakaś pamiątka… z wieloma wylanymi łzami, aby nie dusić emocji… z podziękowaniami, aby pokazać, że umiemy już chociaż przeczytać nazwę jednych ze znanych w Polsce słodyczy MERCI… z całusami, aby stało się zadość