Staramy się dać dobre świadectwo

Dziś, 1 sierpnia kończymy pierwszą część naszego pobytu we Francji. Od 20 lipca przebywamy w Metzu, odbywając tzw. praktykę diakońską.
Najpierw staramy się dać dobre świadectwo. Zakładamy strój duchowny, także sutanny, czym pobudzamy Francuzów do ćwiczenia mięśni szyi, bo oglądają się za nami, jakby widzieli wymarły już gatunek. Nic dziwnego, skoro usłyszeliśmy, że księdza w sutannie można tu zobaczyć tylko w filmie… Może nasz widok wzruszy nie tylko ich szyje, ale i serca?
Poznajemy także życie Polonii w Metzu. Nasi rodacy są tu mocno ze sobą związani, działa tu parafia i Dom Polski. Radości i smutki ich życia możemy poznać dzięki wielu spotkaniom i rozmowom z Polakami, którzy się tu urodzili i z tymi, którzy później przyjechali za pracą. Korzystamy z ich wielkiej życzliwości.
Tutejsze wspólnoty to „małe trzódki” i widać, że nie łatwo być chrześcijaninem w mocno zlaicyzowanym środowisku, w którym ludzie, jeśli przychodzą do kościoła, to często nie po to aby się modlić. Bardzo potrzeba tu kapłanów i świadectwa ludzi wierzących. Życie księdza tutaj jest niełatwe. Na pewno doskwiera samotność. Z drugiej strony, nie możemy łatwo oceniać Francuzów z perspektywy Kościoła w Polsce. Przekonaliśmy się o tym podczas rozmów z miejscowymi kapłanami: rektorem seminarium w Metzu oraz ks. Josephem Jostem, postulatorem procesu beatyfikacyjnego Roberta Schumana.
Wreszcie kilka słów o nauce języka francuskiego. Okazji ku temu mamy bardzo wiele: korzystamy z profesjonalnej wiedzy pana Karola Kamińskiego, naszego nauczyciela; rozmawiamy po francusku z naszymi rówieśnikami z polskich rodzin – Patrycji i Patryka, codziennie głosimy kazania w języku francuskim, ćwiczymy się w codziennych rozmowach w sklepie czy przez telefon, wreszcie słuchamy biernie, oglądając telewizję czy włączając radio podczas przygotowywania obiadu.
Obce jest nam uczucie nudy, a to chyba dobry znak!
Dziś wieczorem wyjeżdżamy na południe Francji, do Lyonu, Ars i Châteauneuf de Galaure.
Ognisko Miłości
Początek sierpnia wiązał się ze zmianą naszego miejsca pobytu. W tej podróży przez Francję towarzyszyły nam trzy wielkie postaci Kościoła w tym kraju.
1 sierpnia, we wtorek w nocy pożegnaliśmy Metz, zachowując w pamięci spotkane osoby i to, czego się od nich nauczyliśmy (nie są to tylko nowe francuskie słowa). Nad ranem 2 sierpnia byliśmy już w Lyonie.
Nie mieliśmy dużo czasu, a chcieliśmy jak najwięcej zobaczyć w tym starożytnym mieście, w którym chrześcijaństwo trwa od II wieku. Odwiedziliśmy m.in. bazylikę Fourvière oraz katedrę św. Jana (miejsce, w którym odbyły się dwa sobory lyońskie w XIII w.). Spacerując po mieście weszliśmy do jednego z kościołów, w którym odnaleźliśmy grób Pauliny Jaricot. Od razu na naszych twarzach pojawił się uśmiech i pomyśleliśmy o Papieskich Dziełach Misyjnych.

Od Pauliny Jaricot z Lyonu niedaleko jest do Ars, parafii św. Jana Marii Vianneya. Nie mogliśmy zmarnować możliwości udziału w uroczystości odpustowej, 4 sierpnia. Dlatego przyjechaliśmy do Ars już dzień wcześniej. Miejsce bardzo nas urzekło, zwłaszcza atmosfera sprzyjająca modlitwie, której doświadczyliśmy podczas wieczornego czuwania i sumy odpustowej. Spotkaliśmy wielu księży z różnych stron świata (na odpust przybyło około 300) i rozmodloną Francję. Nie brakowało akcentu misyjnego: uroczystościom przewodniczył kard. Filoni, prefekt Kongregacji Ewangelizacji Narodów.
Wreszcie, wieczorem 4 sierpnia, z Ars, przez Lyon, dotarliśmy do Chȃteauneuf de Galaure. W tej wiosce żyła mistyczka francuska, Sługa Boża Marta Robin (1902-1981). Dotknięta chorobą, spędziła ponad 50 będąc przykutą do łóżka. Jednak Bóg dokonał przez nią wielkich rzeczy, dzięki szczególnej relacji, w której z Nim trwała. We współpracy ze swoim kierownikiem duchowym, ks. Georges’em Finetem, założyła szkoły dla dzieci w Chȃteauneuf (istniejące do dziś) i wspólnotę Ognisk Miłości (dziś obecną w prawie 80 miejscach na świecie). W Ogniskach wspólne życie wiodą konsekrowani świeccy, a domy są ośrodkami rekolekcji, miejscami spotkania z Bogiem. Mamy szczęście mieszkać i pracować w centralnym Ognisku w Chȃteauneuf, poznawać życie i dzieło Marty Robin oraz spotykać osoby ją pamiętające i żyjące tu od wielu lat. Dzięki temu ani na chwilę nie rozstajemy się z językiem francuskim. I tutaj możemy poszerzać nasze misyjne horyzonty, bo oprócz Francuzów, w domu spotykamy Wietnamkę, Afrykankę z RCA, dwie mieszkanki Tajwanu i licznych gości z Ognisk z różnych stron świata.
W Ognisku Miłości pozostaniemy do 24 sierpnia. Mamy nadzieję na dobre wykorzystanie tego czasu.
Uczynił On dla mnie wielkie rzeczy
Nasz pobyt w Ognisku Miłości w Chȃteauneuf de Galaure dobiegł końca. Był to dla nas jeden wielki prezent od Pana, który w tym czasie uczynił nam wielkie rzeczy. Myśleliśmy, że najwięcej skorzystamy, ucząc się języka francuskiego, ale ten cel stał się zupełnie drugorzędny.
Największą wartością było dla nas spotkanie z Martą Robin i ks. Georgesem Finetem, jej duchowym kierownikiem. Było to możliwe dzięki ludziom, którzy pamiętają te postaci i współtworzą dziś rodzinę Ogniska, na przykład Louis Darbouré, pierwszy dyrektor szkoły dla chłopców, żyjący u boku Marty przez prawie trzydzieści lat. Ten dziewięćdziesięciopięcioletni staruszek urzekł nas swoją pamięcią, wielkością ducha i… młodością widoczną w jego oczach. W nowym tłumaczeniu Biblii słowo „szczęśliwi” zastąpiło „błogosławieni”. Nie mamy wątpliwości, że takiego człowieka spotkaliśmy.
Ognisko Miłości to nie tylko przeszłość, jest ono żywą wspólnotą. Odbywają się tutaj rekolekcje. I z tego mogliśmy skorzystać, słuchając homilii, modląc się z rekolektantami oraz posługując im: w liturgii, przy stole, podczas porządków. Te proste i dla nas oczywiste gesty okazały się praktycznym przekazem Ewangelii, co potem mogliśmy usłyszeć od przeżywających rekolekcje.

PROSTOTA PRZEKAZU EWANGELII - SŁUŻBA
Lekcją życia we wspólnocie był dla nas wieczór u Kanoników Regularnych św. Augustyna w Champagne, którzy zaprosili nas na modlitwę i posiłek. Spotkanie z księżmi żyjącymi razem i opiekującymi się parafiami było bardzo interesujące. Jeden z księży zachęcił nas do nauki francuskiego (aby korzystać z bogatych źródeł teologicznych) i do wyciągnięcia wniosków z błędów Kościoła we Francji (aby ich uniknąć w Polsce).
Wreszcie, warto wspomnieć o „opatrznościowych zdarzeniach”, w które obfituje nasz pobyt. Na przykład, kiedy chcieliśmy się wyspowiadać i przygotowywaliśmy się do spowiedzi po francusku, co było dla nas sporym wyzwaniem, do Chȃteauneuf przybył ksiądz ze Szczecina, który szukał noclegu. Skorzystaliśmy z takiej okazji i przystąpiliśmy do sakramentu pojednania…
I jeszcze jedno. Modlitwa w pokoju Marty, w którym cierpiała przez dziesięciolecia. W tym miejscu odczuwa się obecność nie tylko tej mistyczki, ale przede wszystkim obecność Boga. Miejsce, w którym najlepiej modlić się ciszą. Mogliśmy tego doświadczyć i na zawsze to w nas pozostanie…
Jak widzicie mamy za co dziękować Bogu – On jest bardzo hojny i ciągle czymś zaskakuje. Naszym uwielbieniem niech będą słowa piosenki tutaj usłyszanej: Chantez avec moi le Seigneur, celebrez le sans fin. Pour moi il a fait des merveilles et pour vous il fera de même ! (Śpiewajcie razem ze mną Panu, uwielbiajcie Go bez końca. Uczynił On dla mnie wielkie rzeczy i wobec was zrobi tak samo!).