Kongo 2014

Świadectwa przed wyjazdem

Image
kl. Krzysztof Dyrlik (r. IV)

Mam na imię Krzysztof. Zdecydowałem się w przyszłe wakacje wyjechać na staż misyjny do Republiki Konga. Razem ze mną wyjadą : ks. Stanisław Wojdak, Bartłomiej Stukus i Piotr Madej.

Moje przygotowanie odbywa się na dwóch poziomach. Kształtuję w sobie misyjne serce. Pomagają mi w tym: codzienne rozważanie Słowa Bożego, osobista adoracja, pragnienie angażowania się na rzecz wspólnoty Kościoła. Myślę, że misjonarz to człowiek, który odczuwa ciągły niepokój. Moja wiara polega na relacji z Bogiem (Miłością). Chciałbym, aby to co daje mi szczęście było też udziałem tych wszystkich, którzy jeszcze nie wierzą. Przygotowanie to także studium języka. Polega ona na nauce słówek, korepetycjach. Wiem, że przygoda z językiem obcym nie powinna się zakończyć wraz z odbytym stażem misyjnym. Co do przyszłości to pokładam ufność w Opatrzności Bożej. Mam głębokie przekonanie, że impuls misyjny pochodzi od Niego. Zrodził się u mnie podczas jednej z konferencji. Idę za nim zdecydowanie. Bardzo przemawia do mnie spojrzenie na świat jako przestrzeń ludzkich serc spragnionych świadectwa.
Chciałbym być księdzem, który żyje w Kościele misyjnym i dla Kościoła misyjnego. Inspirują mnie wszyscy kapłani zaangażowanie w przemianę świata (zaczynając od siebie) przez wcielanie Słowa w życie. Misje to coś więcej niż jednorazowy wyjazd. To styl życia. Czym będzie też stylem mojego życia? Proszę o modlitwę, abym cierpliwie współpracował z Bogiem bogatym w miłosierdzie.

kl. Piotr Madej (r. II)

W najbliższe wakacje udam się, wraz z ks. Stanisławem Wojdakiem i dwoma braćmi z seminarium, na staż misyjny do Konga-Brazzaville, gdzie spędzimy około miesiąca (sierpień/wrzesień). Co skłoniło mnie do podjęcia decyzji o wyjeździe? Myślę, że wpływ na to miało kilka czynników. Na pewno jednym z nich jest zainteresowanie misjami i głoszeniem Ewangelii, ponadto ciekawość świata, zamiłowanie do podróżowania. Chociaż długo się wahałem, postanowiłem pojechać. Mam nadzieję, że ten wyjazd odnowi, umocni ewangelizacyjny, misyjny zapał – tak we mnie, jak i w tych, z którymi będę mógł podzielić się przeżyciami ze stażu. Spodziewam się także doświadczenia wiary Afrykańczyków.

Aby nie zmarnować czasu, jaki pozostał do wyjazdu, przygotowuję się do niego poprzez naukę języka francuskiego (bo jaki sens miałby wyjazd, gdybym nie mógł porozumieć się mieszkańcami kraju), czy zdobywanie chociaż najprostszych informacji na temat Konga. Najważniejsze jest przygotowanie duchowe, przez modlitwę – prywatną i wspólnotową, gdy raz w tygodniu spotykamy się w gronie wszystkich wyjeżdżających na staż, powierzając Bogu całe to przedsięwzięcie. Nie jestem jednak pozbawiony obaw – by wymienić tylko lęk przed niemożnością porozumienia się czy strach związany z samym wyjazdem do dalekiego kraju. Mam jednak mocną nadzieję, że nie zmarnuję szansy, jaką daje staż misyjny i wykorzystam ją dla dobra własnego i bliźnich.

kl. Bartłomiej Stukus (r. II)

Na początek powiem może rzecz banalną, ale takiej decyzji z pewnością nie podejmuje się z dnia na dzień. Ja osobiście mogę powiedzieć, że już od dłuższego czasu przechodziłem swoistą formację misyjną, ponieważ moim katechetą w liceum był ks. Stanisław Kuczaj, który przez kilka lat przebywał na misjach w Afryce, w RCA. Z pewnością jego opowiadania i entuzjazm z jakim mówił o misjach wywarły na mnie pewien wpływ i zasiane wówczas ziarno powoli rozwijało się gdzieś głęboko we mnie. Po wstąpieniu do seminarium dowiedziałem się, że jest możliwość wyjazdu na rzeczony staż. Oczywiście pojawiła się myśl, że może mógłbym spróbować, ale szybko została zagłuszona i na jakiś czas rozmyślania na ten temat zeszły na dalszy plan. Jednak już w czasie wakacji rozmawiałem z innymi klerykami, którzy odbyli staż. Jak się okazało przeżyli go bardzo głęboko i byli pod wielkim wrażeniem tego jak Bóg działa na misjach. Pojawiły się więc po raz kolejny myśli o wyjeździe. Przez jakiś czas zastanawiałem się nad tym i prosiłem Boga, aby pomógł mi podjąć decyzję. Ostatecznie „klamka zapadła” w czasie tygodnia misyjnego i po skonsultowaniu mojej decyzji z rodziną (przez wzgląd na koszty wyjazdu) zgłosiłem się do ks. Stanisława Wojdaka i dołączyłem do grupy „stażystów”.

Myślę, że podstawową pobudką do wyjazdu była dla mnie chęć robienia tego do czego wzywa mnie Chrystus. Najpierw przemówiły do mnie Jego słowa, żeby robić więcej niż tylko to, czego się od nas wymaga. Więc oprócz tego co jest zawarte w podstawowej formacji kapłańskiej, postanowiłem zrobić coś więcej. Potem Jezus mówi, abyśmy szli na cały świat i głosili Ewangelię, a więc dał mi odpowiedź na moje prośby o pomoc w podjęciu decyzji. Myślę, że każdy z nas powinien się kierować tymi słowami Pana. Wiadomo, że nie każdy może jechać na misje, ale skoro ja mogę i chcę, to podejmuję to wezwanie. Poza tym zawsze pociągały mnie podróże i zwiedzanie świata. Jest to pobudka poboczna, ale skłamałbym, jeśli bym powiedział, że nie miała żadnego znaczenia przy podjęciu decyzji. Dodatkową motywacją było również to, że wyjeżdżamy do Kongo, a więc do kraju, gdzie pracował ks. Jan Czuba. Jest to patron naszej sali misyjnej w seminarium, a oprócz tego pochodzi ze Słotowej sąsiadującej z moją rodzinną parafią - Pilznem. Taki przykład zobowiązuje, a jednocześnie nadarza się okazja, aby zobaczyć gdzie i w jakich warunkach pracował ten męczennik z ziemi tarnowskiej.
Mam nadzieję, że ten wyjazd pozwoli mi nie tylko odkryć trochę świata, zobaczyć coś nowego i poznać innych ludzi i ich kulturę. Myślę, że pozwoli mi w pewien sposób sprawdzić swoje siły w takiej pracy. Jeśli się w tym odnajdę to mam nadzieję kiedyś wyjechać, chociaż na kilka lat do pracy na misjach.

Relacja 1

19.08.2014.

Rozpoczęliśmy siódmy wakacyjny staż misyjny w Afryce. Tym razem celem naszej wyprawy jest Kongo-Brazzaville. Nasza podróż rozpoczęliśmy od Eucharystii, którą celebrowali ksiądz Rektor Jacek Nowak, ksiądz wicerektor Leszek Rojowski, ksiądz Krzysztof Mikołajczyk - misjonarz z RCA oraz nasz opiekun, ksiądz Stanisław Wojdak. Pozostali stażyści tj. Krzysztof Dyrlik, Piotr Madej i Bartłomiej Stukus wraz z rodzicami uczestniczyli w tej Mszy Świętej. Z Tarnowa wyjechaliśmy około godziny 8.30 i dotarliśmy do lotniska im. Fryderyka Chopina w Warszawie przed godziną 13. Mimo drobnych problemów z nadaniem bagaży wszystko skończyło się pomyślnie i o godzinie 15.35 wylecieliśmy do Paryża. W Paryżu czekał na nas pan Jacques Masiek, który dowióżl nam kolejny bagaż zawierający "Dzienniczki" św. s. Faustyny. Pan Jacques jest Francuzem, który ma żonę Polkę i od wielu lat angażuje sie w dzieło misyjne Kościoła. Po wspólnej kolacji w hotelu znajdującym sie w poblizu lotniska Charles de Gaulle, koło Paryża, udalismy się na spoczynek.

20.08.2014.

Rankiem obyło się bez żadnych problemów na lotnisku i o godzinie 10.35 rozpoczęliśmy ośmiogodzinny lot do Brazzaville. Przy lądowaniu towarzyszyły nam różne uczucia poczynając od radości, przez ciekawość, aż po niepokój. Sporym zaskoczeniem był bardzo nowoczesny wygląd lotniska co przerosło nasze oczekiwania. Na miejscu czekali na nas współpracownicy księdza Bogdana Piotrowskieo: Abbe Jordain Milongo, diakon Hybride Nkunku i kleryk- stażysta Cedrick; którzy pomogli nam i naszym bagażom dotrzeć na plebanię. Po szybkim zakwatreowaniu udaliśmy się na Mszę Świętą w kościele parafialnym pw. Jezusa Zmartwychwstałego i Bożego Miłosierdzia. Następnie zjedliśmy pyszną kolację, która pozwoliła nam odkryć bogactwo afrykańskich smaków. Mogliśmy spróbować między innymi piczonych bananów, saszłyków z wołowiny, czy też sałatki z miejscowych warzyw. Następnie poszliśmy spać.

21.08.2014.

Dzień rozpoczęliśmy od Mszy Świętej o godzinie 6.15. Była to nasza pierwsza okazja do modlitwy we wspólnocie miejscowego Kościoła. Byliśmy pod wielkim wrażeniem ich sposobu przeżywania Eucharystii. Liturgia składała sie z pięknego i radosnego śpiewu oraz wielu gestów wyrażających uwielbienie Boga. Bardzo wiele osób uczestniczyło w tej Mszy i większość z nich przystąpiła do Komunii Świętej. Było to bardzo ciekawe i budujące doświadczenie żywej wiary tych ludzi. Po śniadaniu ksiądz Boggdan oprowadził nas po terenie parafii pokazując zabudowania. Zobaczyliśmy, oprócz kościoła oczywiście, salki katechetyczne i szkolne, przychodnię lekarską, dom sióstr zakonnych i budynek Caritas. Ponadto usłyszeliśmy o budowlach, które mają w przyszłości powstać. Przy parafii prowadzona jest szkoła prywatna, którą prowadzi były katechista parafialny. Koszt nauki w takiej szkole wynosi średnio 7-8 tysięcy franków miesięcznie. Przy parafii panuje ciągły ruch. Ministranci i lektorzy wspierali swojego proboszcza myjąc mu samochód, dziewczęta podlewały kwiaty wokół kościoła, a starsze panie porządkowały obejście. Od wszystkich parafian doświadczyliśmy ciepłego przyjęcia, które przejawiało się w szczerym uśmiechu i chęci zamienienia chociaż kilku słow z "młodymi misjonarzami". Udało nam się też odbyc pierwsza wyprawę, której celem była stacja benzynowa. Na drodze po raz pierwszy zetknęlismy się z afrykańskim prawem dżungli, a więc "przetrwaja najwięksi, najszybsi i najsprytniejsi" . Po powrocie zajęliśmy się segregacją i inwentaryzacją rzeczy przywiezionych przez księdza proboszcza z Polski, a przeznaczonych do użytku na parafii. Były to przedmioty potrzebne do Mszy Świętej: kielich, ampułki, ornaty, dalmatyki, bielizna ołtarzowa, alby, cingula itd. W trakcie obiadu znowu zetknęliśmy się z nowymi potrawami, pośród których znalazły się: maniok, safu, papaja, kapusta po kongijsku a także kurczak przygotowany na tutejszy sposób. O godzinie 15 odmówliśmy koronkę do Bożego Miłosierdzia w języku francuskim, a następnie modliliśmy się w ciszy przed Najświętszym Sakramentem. Po zakończeniu pobożnych praktyk staliśmy sie świadkami przygotowań do niedzielnej Eucharystii. Od godziny 16 do 21 odbywały się próby tańca i śpiewu, w których uczestniczyliśmy, niestety biernie. Dzieci niestrudzenie, przez cały ten czas ćwiczyły układ taneczny pod okiem doświadczonych koleżanek, a dla dorosłych obyła sie próba czterogłosowego chóru. Bardzo zdziwiła nas i pozytywnie zakoczyła chęć tych ludzi do poświęcenia swojego wolnego czasu i sił dla upiększenia liturgii.

Relacja 2

22.08.2014

Dzień rozpoczęliśmy Eucharystią, a po śniadaniu wraz z ks. Bogdanem odwiedziliśmy Arcybiskupa Anatola Milandou, pasterza diecezji Brazzaville i Nuncjusza Apostolskiego w Republice Konga i Gabonie Jana Pawłowskiego, naszego rodaka. Przy okazji mogliśmy zobaczyć miasto, w tym Katedrę Sacre-Coeur gdzie modliliśmy się przy grobie Sugi Bożego Kardynała Emila Biayendy, miejscowego Biskupa męczennika, który jest otaczany tutaj wielką czcią. Zwiedziliśmy także Bazylikę św. Anny, której architektura wywarła na nas wielkie wrażenie. Potem zrobiliśmy zakupy z myślą o zbliżającej się oazie, która będzie miała miejsce na peryferiach Brazzaville, a w której będzie uczestniczyć ok. 150 dzieci z działającej przy parafii wspólnocie YAMBOTE. Popołudnie spędziliśmy na adoracji Najświętszego Sakramentu wraz ze wspólnotą parafialną, która w każdy piątek w godzinie miłosierdzia modli się w różnych naglących potrzebach. Wieczorem w biurze parafialnym rozmawialiśmy z ks. Bogdanem o życiu parafii oglądając różne zdjęcia i filmy. Największe i najbardziej były te przedstawiające wybuch magazynu broni, który zdarzył się kilka lat temu i pochłoną kilkaset ofiar.

23.08.2014

Dzień upłyną pod znakiem przygotowań do oazy. Pomogliśmy ks. Proboszczowi sporządzić konspekty dla animatorów przeznaczone do pracy w grupach. Przewodnią ideą tegorocznej oazy jest miłosierdzie Boże i orędzie Jezusa skierowane do siostry Faustyny. Stało się naszym zwyczajem, że codziennie modlimy się i czytały Pismo Święte w języku francuskim. W parafii bardzo wiele dzisiaj się działo: strojenie kościoła, próby przed liturgią, bardzo wiele dzieci i młodzieży. Czas w Afryce płynie powoli, bo choć dzieje się dużo nie ma zbędnego zabiegania. Dziś mogliśmy też poczuć co znaczy afrykański upał.

24.08.2014

Dziś wyczekiwana przez nas niedziela liturgia przerosła wszelkie nasze oczekiwania. Msza pod przewodnictwem Arcybiskupa Milandou, połączona ze złożeniem ślubów wieczystych przez 3 miejscowe siostry ze zgromadzenia Sióstr Kongijskich od Różańca, trwała 3 godziny. Piękny śpiew chórów, tańce dziewczynek ubranych w specjalne parafialne stroje i nastrój głębokiej modlitwy- tak można opisać tę celebrację. A potem- feta! Świętowanie, radość, mnóstwo jedzenia, okazja do spróbowania miejscowych potraf i owoców. Wszystko było pyszne o czym zapewniali nas miejscowi smakosze- C`est bon! - jak mawia Wikariusz abbe Jordan. Popołudniowa siesta była niemożliwa z powodu trwającej zabawy.

Relacja 3

Image
25.08.2014 - 31.08.2014

Przez cały dzień przygotowywaliśmy się do rozpoczynającej się kolejnego ranka oazy z dziećmi i młodzieżą z grupy "YAMBOTE". Do naszych zadań należało sortowanie medykamentów, drukowanie i składanie śpiewników oazowych oraz planów zajęć na cały tydzień. Przed wyjazdem pożegnaliśmy stażystę Cedricka, który 31. 08. kończy praktykę w parafii.

We wtorek od samego rana przy kościele gromadziły się dzieci, wraz z rodzicami. Wobec tego po wyjściu z plebanii natknęliśmy się na spory tłum ludzi, który, jak się okazało, miał się pomieścić w pięciu busach. Warto podkreślić, że liczba uczestników oazy wynosiła około 160 osób, wliczając w to nas. Szaleńczą drogę do ośrodka salezjańskiego położonego na obrzeżach Brazzaville, przebyliśmy w niesamowitym ścisku. Mogliśmy empirycznie doświadczyć specyficznego sposobu przestrzegania przepisów drogowych i z duszą na ramieniu dotarliśmy szczęśliwie na miejsce.

Salezjanie prowadzą tutaj szkołę zawodową dla około czterystu chłopców, przygotowujących się do zawodu ślusarza, stolarza i murarza. Część z nich mieszka tu w ciągu roku szkolnego, ale obecnie są na wakacjach, które trwają do 1 października. Oaza miała do dyspozycji łazienki, kuchnię, sześć sal mieszkalnych oraz dużą salę spotkań, która służyła również jako kaplica i jadalnia. Nasza ekipa stażowiczów, dzięki uprzejmości księży salezjanów zamieszkała w obrębie klasztoru. Każdy z nas otrzymał pokoik z łazienką, co było nielada luksusem, gdyż reszta uczestników oazy spała w pokojach 21-osobowych.
Każdy dzień rozpoczynaliśmy Mszą Świętą o godzinie 7.00, na której grał zawsze młodzieżowy zespół. Po "krótkim" przygotowaniu jedliśmy śniadanie, a potem mieliśmy tzw. "quartier libre", który można było wykorzystać na rekreację, w naszym wypadku była to gra w piłkę nożną. Mecze odbywały się na piaszczystym boisku, a zawodnicy grali boso lub w klapkach(!). Mniej więcej o godzinie 14.00 był obiad. Do stołu podawano: przede wszystkim maniok, makaron, chleb, mięso wołowe, rybę, danie przygotowywane z liści manioku, różnego rodzaju sosy z mielonymi orzeszkami ziemnymi. Działanie miejscowej flory bakteryjnej w szczególny sposób odczuł Krzysztof, który przez 2 dni musiał pozostać w łóżku. Po obiedzie oazowicze mieli spotkania w grupach dotyczące kultu Miłosierdzia Bożego. Przez szereg dni omawiali kolejno: 1. Nieskończone Miłosierdzie Boże. 2. Język miłosierny. 3. Serce miłosierne. 4. Spojrzenie miłosierne. 5. Uszy miłosierne. 6. Stopy miłosierne. 7. Ręce miłosierne. 8. Maryja, Matka Miłosierdzia.
Image
Dzieci mogły się nauczyć modlitwy koronką do Bożego Miłosierdzia, którą kilkakrotnie odmówiliśmy wspólnie. Przed kolacją odbywały się bardzo ważne zajęcia nauki śpiewu. Byliśmy pod wrażeniem wykonania licznych piosenek religijnych przez dzieci i młodzież. Po długo wyczekiwanej kolacji był czas na rekreację, która często sprowadzała się do tańca pełnego dynamiki, entuzjazmu i radości. Oglądaliśmy również film, oraz prezentowaliśmy zdjęcia i nagrania zrobione w czasie oazy. Jedna z grup przygotowała też skecz, przy którym wszyscy swobodnie posługujący się językiem francuskim mogli się ubawić po pachy, szkoda, że nie należeliśmy do tego grona. Dzień kończył się modlitwą. Pomiędzy poszczególnymi punktami programu, nasz grupa seminaryjna znajdowała czas na modlitwę, czytanie Pisma Świętego i lektury duchownej. Zwykle czyniliśmy to w kaplicy ojców salezjanów, nie rozstając się z językiem francuskim.
Image
Piątek, był nieco odmienny od pozostałych dni, gdyż udaliśmy się wszyscy nad rzekę, aby się nieco ochłodzić i wypocząć w promieniach afrykańskiego słońca. Dzień upłynął pod znakiem przeróżnych zabaw i gier, poczynając od pływania, przez siatkówkę do piłki nożnej. Po skończonym obiedzie i krótkiej sieście udaliśmy się w drogę powrotną do naszego ośrodka.
W niedzielę odwiedził nas nuncjusz apostolski w Kongo, ks. abp Jan Pawłowski, którego już mieliśmy okazję poznać wcześniej. Jak się okazało, był też dobrze znany reszcie oazowiczów, którzy bardzo ciepło go przyjęli. Celebrował poranną Eucharystię i wygłosił bardzo ciekawe kazanie do dzieci. Następnie rozdaliśmy przywiezione przez niego słodycze, a po wspólnym zdjęciu nasz gość niestety nas opuścił, udając się do własnych obowiązków.
Przed nami jeszcze tylko dwa dni oazy...

Relacja 4

01.07.2014 - 07.07.2014

Poniedziałek był ostatnim pełnym dniem oazy. Wieczorem odbyła się pożegnalna kolacja, na której gościliśmy ojców salezjanów, gospodarzy ośrodka don Bosco. Spotkanie zostało urozmaicone pokazem tańca nowoczesnego w wykonaniu uczestników oazy. We wtorek nadzorowaliśmy sprzątanie sal i placu, co było o tyle trudne, że Afrykańczycy nie zauważają poniewierających się śmieci. W południe, po kolejnej, tym razem nieco spokojniejszej, przejażdżce coasterami, wróciliśmy do parafii, a wieczorem, w siedzibie Nuncjatury Apostolskiej w Brazzaville, odbyła się uroczysta kolacja z udziałem wszystkich przebywających tutaj Polaków, wśród nich byli: nuncjusz, jego sekretarz, ks. Bogdan, sześć sióstr zakonnych i nasza grupa stażowiczów.

Od środy podjęliśmy się prac remontowych na plebanii w Brazzaville. Jak dotąd odnowiliśmy jedną z sal katechetycznych oraz biuro ks. Proboszcza. Od piątku towarzyszy nam także ks. Marian Pazdan, który wrócił z urlopu i niebawem uda się do swojej misji. Natomiast w niedzielę uczestniczyliśmy we Mszy Świętej dla dzieci i młodzieży z grupy Yambote. Była to okazja do ponownego spotkania ze znanymi nam już z oazy ludźmi. Prawie codziennie spotykamy się z afrykańskimi księżmi, którzy celebrują Mszę Świętą i zasiadają do wspólnego stołu. Plebania jest dla nich domem. Jest to dla nas dobra okazja do jeszcze głębszego poznania tutejszego Kościoła i mentalności. Bardzo często możemy słuchać pięknego śpiewu, nie tylko podczas Mszy Świętych, ale i przy okazji prób chóru czy innych celebracji. Warto tu podkreślić, że wiele osób ma bardzo duży talent muzyczny i nie wstydzi się go rozwijać i dzielić się nim z innymi. W perspektywie mamy też podróż w głąb kraju, między innymi do Loulombo i Oyo, gdzie znajdują się groby tarnowskich misjonarzy, ks. Jana Czuby i ks. Józefa Piszczka. Mamy nadzieję, że uda nam się tam dotrzeć.

Relacja 5

Image
07.07.2014 - 13.09.2014

Do środy pracowaliśmy przy remoncie. Unicestwiliśmy setki karaluchów, które zamieszkiwały w starych szafkach, co w Afryce zdarza się często. W czwartek rozpoczęliśmy podróż na północ Konga, nasze przygotowania zaczęliśmy od zakupów. Potem rozstaliśmy się z misjonarzem ks. Marianem, który, ku wielkiej swej radości, po otrzymaniu wizy, mógł w końcu odlecieć do Dolisie, aby kontynuować swoją pracę. My zaś w drogę wyruszyliśmy około południa. Do pokonania mieliśmy około 300 km, więc konieczne były krótkie przystanki. Pierwszy na łonie afrykaśkiej przyrody, w górach, w głuchej ciszy, podczas którego próbowaliśmy wypić lub zjeść zawartość schłodzonych (zmrożonych) napojów w puszce. Drugi postój w miejscowości Ngo, w parafii w której przed laty posługiwał ks. Bronisław Rosiek.
Zaniedbane zabudowania parafialne zdają się wręcz krzyczeć, domagając się obecności kogoś, kto przywróci ich dawną świetność i zadba o ich utrzymanie. Biali misjonarze wciąż są w Kongo potrzebni, aby być wzorem dla Afrykańczyków. Dzięki podróży na północ kraju mogliśmy obserwować, jak zmienia się krajobraz, który z suchej sawanny powoli przemianiał się w bujne lasy tropikalne. Wieczorem dotarliśmy do Gambomy, gdzie przyjęły nas siostry józefitki, z Polką siostrą Rozaną. Zwiedziliśmy tutejszą misję, jej bardzo skromne zabudowania, w tym katedrę pw. św. Piusa X oraz równie niepozorny dom biskupi.
Tutejsze siostry zajmują się prowadzeniem przedszkola i szkoły. W Gambomie, w ostatnich latach pracowali tarnowscy księża: ks. Józef Kordek i ks. Tomasz Kania, który przed rokiem opuścił Kongo. W piątek z rana wyruszyliśmy w dalszą drogę na północ. Skręciwszy w wąską ścieżkę, dojechaliśmy do wioski Passa, w której ks. Bogdan, ks. Stanisław oraz nasz przewodnik, ksiądz Gicker, pochodzący z owej wioski, celebrowali Mszę świętą w języku lingala. Mieszkańcy wsi mają możliwość uczestniczenia w Eucharystii tylko raz na dwa tygodnie, więc przyjazd kapłanów i polskiej delegacji był dla nich wielką radością, którą okazali przez odświętny strój, piękny śpiew i tańce oraz dary ofiarne w naturze (banany, maniok, trzcina cukrowa). Po Mszy udaliśmy się do centrum wioski, po drodze mijając budujące się kaplice należące do sekt.
Image
Niestety zdobywają one tutaj bardzo wielu wyznawców. W wiosce zostaliśmy ugoszczeni w domu rodzinnym ks. Gickera, zbudownym w tradycyjny afrykański sposób, z gliny. Dach natomiast stanowiły posplatane gałązki palmowe, które bardzo skutecznie chroniły od słonecznego żaru. Jeden z nas, Krzysztof, mógł własnoręcznie, za pomocą maczety zdobyć pożywienie, a mianowicie dwie spore kiście bananów, których konsumpcja nastąpiła bezzwłocznie. Po raz pierwszy mieliśmy okazję spróbować banana prosto z drzewa. Niestety, czas szybko mijał i trzeba było ruszać w dalszą podróż. Około 13 dotarliśmy do Oyo, gdzie drogi polskiego i kongijskiego Kościoła splotły się, miejmy nadzieję, na stałe, już w 1973 r., kiedy przybyli tu tarnowscy misjonarze. Ostatnim z nich był w tym miejscu ks. Józef Piszczek, przy którego grobie modliliśmy się. Ks. Bogdan w przejmującej opowieści zrelacjonował przypuszczalne okoliczności tragicznej śmierci ks. Józefa. Od półtora roku nie ma tu proboszcza, tylko kongijski administrator, ponieważ miejscowy biskup pozostawił tę misję dla tarnowskich misjonarzy. Smutnym świadectwem braku polskich księży i zarazem potrzeby ich przybycia jest rozpoczęta przez ks. Piszczka, a obecnie zawieszona, budowa nowego kościoła w Oyo. W porównaniu do innych miast kraju Oyo wygląda bardzo imponująco. Choć jest to niewielkie miasteczko, bo liczy 20 tysięcy mieszkańców, jest bardzo zadbane i czyste. Powstaje też tutaj wiele nowych budynków, przypominających europejską architekturę. Cały ten rozwój można przypisać temu, że stąd pochodzi obecny prezydent Republiki Konga. Wieczorem wróciliśmy do Gambomy.
Image
W sobotni poranek uczestniczyliśmy we Mszy Świętej w katedrze w Gambomie, a po niej zapoznaliśmy się z wszystkimi parafianami, którzy modlili się podczas Eucharystii. Po śniadaniu pożegnaliśmy się z siostrami i wyruszyliśmy w drogę na południe, do Brazzaville. Po drodze zatrzymywaliśmy się kilkakrotnie, aby u miejscowych handlarzy zakupić produkty rolne, wśród nich swojsko pachnący maniok, pataty i ananasy. W Brazzaville odwiedziliśmy kolejną wspólnotę sióstr józefitek. Wielkim zaskoczeniem była siostra Kongijka rozmawiająca z nami po polsku. W tym domu pracuje też Polka, siostra Liliosa. Pokazała nam ona budującą się szkołę średnią i internat dla dziewcząt. U sióstr zjedliśmy obiad, a wieczorem gościliśmy na kolacji u arcybiskupa Anatola Milandou, gdzie mile zaskoczyła nas domowa, rodzinna atmosfera.

Relacja 6

Image
14.09.2014 - 18.07.2014

W niedzielę odpoczywalismy po podróży. Wieczorem, po Mszy Świętej, udaliśmy się w odwiedziny do sióstr przy parafii św. Franciszka, gdzie zjedliśmy wspólny posiłek. Była to kolejna okazja do posłuchania wielu opowieści i rozważań na temat pracy misjonarzy w Kongo. W poniedziałek rano pracowaliśmy przy remoncie sal katechetycznych, wraz z afrykańską ekipą remontową. Z tej kooperacji obie strony wyszły ubogacone. Potem udaliśmy się na marche, czyli targ, aby nabyć nieco pamiątek i rzeczy wszelakich, mniej lub bardziej przydatnych. Była to okazja do poćwiczenia umiejętności targowania się.
Wieczorem po raz kolejny odwiedziliśmy nuncjusza apostolskiego, abpa Jana, aby przeprowadzić z nim wywiad na temat sytuacji Kościoła w Kongo i potrzeby pracy polskich misjonarzy w tym kraju. Zasadniczo na poniedziałek był zaplanowany wyjazd do Loulombo, na grób ks. Jana Czuby. Niestety z przyczyn niezależnych od nas, nie doszedł do skutku.

W zamian, we wtorek, udaliśmy się kilkadziesiąt kilometrów na południe do miejscowości Kinkala. W tamtejszej katedrze spotkaliśmy się z młodzieżą z parafii ks. Bogdana, która przeżywała tam tzw. sortie wakacyjne dni skupienia. Następnie zjedliśmy obiad w pensjonacie, na którego terenie można też zwiedzić tradycyjną wioskę afrykańską, niezamieszkaną oczywiście. Właściecielem tego pensjonatu jest Placide, któy jest bardzo dobrym znajomym ks. Bogdana. Prowadzi wszelkie budowy na parafii, a obecnie rozbudowuje szkołę znajdującą się na terenie misji. Jeszcze przed wyjazdem, po Mszy Świętej, zostaliśmy zaproszeni na śniadanie do sióstr zakonnych, Afrykanek, pracujących i mieszkających przy parafii. Po powrocie pomagaliśmy księdzu Bogdanowi w sprawach kancelaryjnych. Środę rozpoczęliśmy od niewielkich zakupów i przygotowań do podróży powrotnej. Na obiedzie gościliśmy francuskiego ojca spirytyna, Franciszka, który od wielu lat posługuje w Brazzaville. Pochodzi on z Bretanii, z diecezji Brest. Popołudnie upłynęło na pakowaniu walizek, ostatnich rozmowach i sprzątaniach. Bardzo nas zaskoczyło, że kilkanaście osób, poznanych na oazie, przyszło aby się pożegnać. Trzeba przyznać, że trudno było powiedzieć to ostateczne "au revoir" i owe pożegnania przeradzały się w długie rozmowy. Kilka godzin przed wylotem nadaliśmy bagaże. Po kalacji pożegnaliśmy się ze wspólnotą księży i kleryków z parafii Jesus Ressuscite et de la Divine Misericorde.
Roku pańskiego 2014, 17 września o godzinie 22.00 opuściliśmy Brazzaville, z nadzieją, że jeszcze tu wrócimy... Czwartek spędzamy w Paryżu, tę atrakcję zawdzięczamy strajkowi we francuskich liniach lotniczych. W planach mamy zobaczyć najważniejsze zabytki Paryża. W piątkowy ranek wylecimy do Brukseli, a stamtąd do Krakowa... Nasza przygoda z Afryką dobiega końca, chcemy się podzielić naszymi przemyśleniami. Wracamy z Afryki o wiele bogatsi. Bogatsi duchowo i pod względem ludzkim. Zaskoczyła nas otwartość Kongijczyków, ich prosta, ale przejmująca religijność, bardzo wyrażająca się na zewnątrz, radość ze spotkania Boga i drugiego człowieka. Często towarzyszy ludziom przekonanie, że to Europa wspiera Afrykę, tamtejszy Kościół, ale doświadczyliśmy, że od Afrykańczyków otrzymuje się o wiele więcej niż się im daje. Dobro wraca pomnożone. Naocznie przekonaliśmy się o ciągłej potrzebie wysyłania misjonarzy fideidonistów do Konga, bo choć miejscowy Kościół jest bardzo żywy i prężnie się rozwija, ma wiele powołań, to czyha na niego wiele zagrożeń, a wiara wymaga pogłębienia i zakorzenienia w sercach Afrykańczyków i ich kulturze.
Image